Czytam książki kulinarne do poduszki. Zupełnie jak powieści. Nigdy mi się to nie nudzi. Wiem, że dziś tak naprawdę jednym kliknięciem można otworzyć tysiące przepisów w internetowej otchłani bez dna, ale ja tak staromodnie uwielbiam papier, pewien porządek, spisy treści i możliwość zaznaczania tego, co mi najbardziej przypada do gustu. A strony na pewno nazajutrz nie znikną... Moje książki pełne są zakładek i żółtych karteczek z notatkami, bo usilnie staram się powstrzymać od pisania na marginesach... I żałuję tylko, że nie mogę ich wszystkich ze sobą zabierać, kiedy podróżuję, bo zawsze brakuje mi akurat tej, której nie wzięłam ;)
Uważam, że dobrymi przepisami należy się dzielić. Żywot nasz jest relatywnie krótki, więc jeśli coś nam szczególnie zasmakuje, podzielmy się tym odkryciem z resztą populacji ;) Ci, którzy mnie trochę już znają, wiedzą, że nie tylko dzielę się przepisami, ale również z ogromną przyjemnością przygotowuję przyjaciołom ulubione smakołyki (wiem, wiem, puttanesca się trochę spóźnia...). Dziś publikuję przepis znaleziony w Food from Plenty, niezwykłej książce kucharskiej, która towarzyszy mi od kilku wieczorów i w której jestem absolutnie zakochana. 300 apetycznych stron, potrawy przygotowywane z tego, czym nas akurat matka natura obdarza, mnóstwo pomysłów na wykorzystanie tego, co nam zostało z obiadu. Warzywa, owoce, mięso. Żadnych dziwactw, co w dobie dzisiejszego kulinarnego szaleństwa jest dość niezwykłe. Książka, z której mam ochotę wypróbować co drugi przepis :)
Zatem czytam sobie książkę do poduszki. Lody truskawkowo-różane. To brzmi dobrze. Uwielbiam truskawki. I mam akurat kilogram. W lodówce jest kremówka. I nie potrzeba maszynki do lodów :) Po 10 minutach jestem w kuchni, kroję truskawki, ubijam kremówkę. Przygotowywanie tych lodów jest rozkoszne. Nie wiadomo, czy wyjadać kremówkę czy raczej obłędne truskawkowe puree - przyznaję się do obu przestępstw :) Noc zaliczamy do nieprzespanych, bo lody po przygotowaniu trzeba jeszcze kilka razy wyjąć z zamrażalnika, ale kiedy po południu nałożyłam sobie (a jakże) szczodrą porcję i spróbowałam, pomyślałam: SMAK SZCZĘŚCIA !!! Koniecznie musicie sobie te lody przygotować :)
Lody truskawkowo-różane (przepis z książki Diane Henry "Food from Plenty")
450 g truskawek
sok z 1/2 cytryny (dodałam soku z 1 limonki)
120 g cukru
5 łyżek wody różanej (dzięki niej lody mają ciekawy, kwiatowy posmak, ale myślę, że nie jest niezbędna)
250 ml schłodzonej śmietany kremówki
Truskawki kroimy na małe kawałki, mieszamy z cukrem, wodą różaną i sokiem z cytryny. Odstawiamy na godzinę, żeby puściły sok, a potem dokładnie miksujemy całość blenderem.
Kremówkę ubijamy i dodajemy do niej truskawkową mieszankę. Mieszamy dokładnie, można delikatnie zmiksować. Całość przekładamy do płaskiego pojemnika i wkładamy do zamrażalnika. Autorka przepisu radzi, żeby potem 3-4 razy, co kilka godzin, wyjąć pojemnik i dokładnie przemieszać lody widelcem. Truskawkowa mieszanka najszybciej zamarza na brzegach, więc to, co zamarznięte zgarniamy do środka, żeby lody się równomiernie schłodziły. Ja w sumie wyjęłam lody trzy razy, co półtorej godziny, zupełnie wystarczyło.
450 g truskawek
sok z 1/2 cytryny (dodałam soku z 1 limonki)
120 g cukru
5 łyżek wody różanej (dzięki niej lody mają ciekawy, kwiatowy posmak, ale myślę, że nie jest niezbędna)
250 ml schłodzonej śmietany kremówki
Truskawki kroimy na małe kawałki, mieszamy z cukrem, wodą różaną i sokiem z cytryny. Odstawiamy na godzinę, żeby puściły sok, a potem dokładnie miksujemy całość blenderem.
Kremówkę ubijamy i dodajemy do niej truskawkową mieszankę. Mieszamy dokładnie, można delikatnie zmiksować. Całość przekładamy do płaskiego pojemnika i wkładamy do zamrażalnika. Autorka przepisu radzi, żeby potem 3-4 razy, co kilka godzin, wyjąć pojemnik i dokładnie przemieszać lody widelcem. Truskawkowa mieszanka najszybciej zamarza na brzegach, więc to, co zamarznięte zgarniamy do środka, żeby lody się równomiernie schłodziły. Ja w sumie wyjęłam lody trzy razy, co półtorej godziny, zupełnie wystarczyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz