Trudno dowieźć do domu owocowe letnie zakupy. Zagrożona jest zwłaszcza torba cudownych, dojrzałych, niemal czarnych czereśni. Nie muszę dziś prowadzić samochodu, więc wykradam bezwstydnie jedną czereśnię za drugą i myślę, że to jeden z polskich smaków lata. Duża czereśnia w ogrodzie moich Dziadków była naszym ulubionych "drzewem wspinaczkowym", a latem chowanie się wysoko w cieniu gałęzi i zajadanie czereśni - to dopiero była zabawa :) Zbieranie porzeczek już nie było tak atrakcyjne, zresztą wcale za nimi jako dziecko nie przepadałam. Mama dawała mi sporą miskę i wydawało mi się zawsze, że jej napełnianie nie ma końca ;) Jak smakuje polskie lato? Właśnie jak czereśnie, jak maliny, jak truskawki, jak poziomki :) A w kwestii letnich wypieków? Dla mnie zdecydowanie jak drożdżówka, czyli ciasto moich cioć. Jakże by teraz było rozkosznie siedzieć na huśtawce w Wilkowicach, w ogrodowym cieniu, majtać sobie radośnie nogami i zajadać niezrównaną drożdżówkę cioci Tereni, taką specjalną, z borówkami... :) Albo na przykład, usiąść z rodziną przy dużym stole w Szubinie, ciesząc się wspólnie puchatą drożdżówką ze śliwkami posypaną taaaką kruszonką... :) Ciocia Ania i ciocia Ela, obie jak uosobienie dobroci i serdeczności to drożdżówkowe mistrzynie świata. Kiedyś poprosiłam ciocię Anię o małą lekcję i tuż przed jej pójściem do pracy, bardzo wcześnie rano, spotkałyśmy się w kuchni. Drożdże ładnie wyrosły, potem ciocia wyrabiało ciasto (takie się to wydawało łatwe....), podpowiadając mi, że przy tej czynności można dać upust wielu emocjom, co daje widoczne efekty przy wyrastaniu ciasta, a potem przy jego puszystości. To była bardzo cenna wskazówka :) Finalnie ciasto wyrosło pięknie i drożdżówka była idealna. Kilka lat później, mając w pamięci tę poranną lekcję w Szubinie, zabrałam się za swoje pierwsze drożdżowe. I... niektórzy moi znajomi już słyszeli o tym "sukcesie", jak to się Marcie upiekło drożdżowe twarde jak tablice dekalogu. I absolutnie niejadalne. I wtedy sobie pomyślałam - co?! Ja nie upiekę idealnej drożdżówki? To się jeszcze okaże... Kiedy mi bardzo na czymś zależy, albo, jak to się się mówi, kiedy mi ktoś "wjedzie na ambicję", zrobię WSZYSTKO (no, prawie...), żeby osiągnąć, co zamierzam. Trochę się mąki oraz innych ingrediencji zmarnowało, nie przeczę, wiele prób się odbyło, trochę sobie poczytałam (są życzliwe dusze, które się w sieci podzieliły swoim doświadczeniem, bardzo moim zdaniem pomocnym, zobaczcie m.in. tu , tu i jeszcze tu).
Nauka finalnie nie poszła w las, a wysiłki się opłaciły i zostały nagrodzone. Okazało się, że i ja mogę upiec wspaniałą, puchatą drożdżówkę, z ulubionymi letnimi owocami, posypaną najlepszą kruszonką na świecie. Upiec, obdzielić przyjaciół, a potem tylko słuchać pomruków zadowolenia ;) Największa frajda, to pod koniec pieczenia, kiedy tak pachnie cudnie owocowo - maślano... Potem chwila (jakże ona się dłuży...) na ostygnięcie, kroję ciasto na szczodre kawałki, a pierwszy z nich, jeszcze z reguły lekko ciepły, kradnę dla siebie i zajadam z łobuzerskim uśmiechem dziecka, które coś ukradkiem pałaszuje w spiżarni :) Z pośród wielu wypróbowanych przepisów najlepszym i ulubionym okazał się przepis Moniki z Gotuje bo lubi . Zamieniłam jedynie maślankę na jogurt i dodałam nieco więcej drożdży. Od Moniki jest na moim blogu również przepis na chleb , który bardzo lubię i mam nadzieję, że go wypróbujecie.
Puszysta drożdżówka z owocami lata i kruszonką
3 szklanki mąki (przesianej!)
1/2 szklanki cukru + 1 łyżka (ta dodatkowa łyżka to do drugiej wersji przygotowania)
1 i 1/2 łyżeczki drożdży instant
1/2 szklanki mleka
2/3 szklanki jogurtu naturalnego (w pokojowej temperaturze!)
50 g masła
1 łyżeczka cukru wanilinowego
3 żółtka (w pokojowej temperaturze!)
ulubione owoce (ja użyłam czereśni, nektarynki, śliwek i brzoskwini)
Kruszonka:
50 g masła
1/2 szklanki mąki
2/3 szklanki cukru
Moją drożdżówkę przygotowuję na dwa sposoby, w zależności od tego, ile mam czasu i cierpliwości ;) :
Sposób I - "szybki", czyli krok po kroku jak u autorki przepisu, Moniki:
Masło rozpuszczamy w rondelku, dodajemy do niego mleko i jogurt. W misce mieszamy ze sobą mąkę, cukier, cukier wanilinowy i drożdże. Robimy dołek, wlewamy masło i dodajemy żółtka. Mieszamy całość drewnianą łyżką, wykładamy ciasto na blat i starając się podsypywać jak najmniej mąki wyrabiamy gładkie ciasto. Nie jest łatwo, bo ciasto się bardzo klei, ale oprócz podsypania odrobiny mąki, możemy też natrzeć delikatnie dłonie oliwą, wyczytałam kiedyś, że to bardzo ułatwia sprawę i potwierdzam :) Kiedy ciasto będzie elastyczne i zacznie odchodzić od ręki, formujemy z niego kulę, wkładamy do lekko natłuszczonej miski, przykrywamy (folią spożywczą lub wilgotnym kuchennym ręcznikiem) i odstawiamy do wyrośnięcia. Zajmie to pewnie godzinę - półtorej. W tym czasie możemy sobie przygotować kruszonkę, rozcierając palcami masło z cukrem i mąką, a potem wstawiamy ją do zamrażalnika. Kiedy nasze ciasto wyrośnie, wyjmujemy je z miski, wyrabiamy chwilkę (dobrze nim najpierw rzucić o blat, uwielbiam to, hi hi hi, ciasto się odgazuje...), a potem rozkładamy je na blasze (okrągła foremka 26 cm lub prostokątna 20 na 30 cm) wyłożonej papierem do pieczenia. Rozkładamy na cieście owoce, delikatnie je dociskając i posypujemy szczodrze kruszonką (zwykle zużywam całą...). Odstawiamy ciasto na jakąś godzinę, do kolejnego wyrośnięcia, a potem nagrzewamy piekarnik do 180 stopniu i pieczemy przez około 45 minut.
Sposób II - "slow", czyli kiedy ciasto chcę upiec na drugi dzień, a wieczorem chcę się trochę "powyżywać" w kuchni, podpatrzony u Margotki
Zaczynamy od delikatnego (!) podgrzania mleka, ma być tylko lekko ciepłe. W miseczce mieszamy drożdże z łyżką cukru, zalewamy mlekiem, mieszamy i odstawiamy. Kiedy drożdże podwoją objętość, w większej misce miksujemy żółtka z cukrem i cukrem wanilinowym, aby uzyskać gładki kogel-mogel. Do jajek dodajemy drożdże i delikatnie mieszamy, następnie dosypujemy mąkę, znowu mieszamy i dodajemy jogurt oraz roztopione i ostudzone masło. Całość wyrabiamy chwilę w misce drewnianą łyżką, a potem na blacie wyrabiamy gładkie ciasto jak w opisie powyżej, po czym formujemy z ciasta kulę, wkładamy ją do natłuszczonej miski i owijamy folią spożywczą, po czym wkładamy na noc do lodówki. "Na noc" czyli na minimum 12 godzin. Przygotowujemy też kruszonkę i wkładamy do zamrażalnika. Nazajutrz wyjmujemy ciasto z lodówki, trzeba je odgazować, więc czemu by nie huknąć nim malowniczo o blat ;) ? Potem układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, kładziemy na nim owoce, posypujemy kruszonką i odstawiamy do wyrośnięcia, na mniej więcej godzinę. Pieczemy w 180 stopniach około 45 minut.
Sposób I - "szybki", czyli krok po kroku jak u autorki przepisu, Moniki:
Masło rozpuszczamy w rondelku, dodajemy do niego mleko i jogurt. W misce mieszamy ze sobą mąkę, cukier, cukier wanilinowy i drożdże. Robimy dołek, wlewamy masło i dodajemy żółtka. Mieszamy całość drewnianą łyżką, wykładamy ciasto na blat i starając się podsypywać jak najmniej mąki wyrabiamy gładkie ciasto. Nie jest łatwo, bo ciasto się bardzo klei, ale oprócz podsypania odrobiny mąki, możemy też natrzeć delikatnie dłonie oliwą, wyczytałam kiedyś, że to bardzo ułatwia sprawę i potwierdzam :) Kiedy ciasto będzie elastyczne i zacznie odchodzić od ręki, formujemy z niego kulę, wkładamy do lekko natłuszczonej miski, przykrywamy (folią spożywczą lub wilgotnym kuchennym ręcznikiem) i odstawiamy do wyrośnięcia. Zajmie to pewnie godzinę - półtorej. W tym czasie możemy sobie przygotować kruszonkę, rozcierając palcami masło z cukrem i mąką, a potem wstawiamy ją do zamrażalnika. Kiedy nasze ciasto wyrośnie, wyjmujemy je z miski, wyrabiamy chwilkę (dobrze nim najpierw rzucić o blat, uwielbiam to, hi hi hi, ciasto się odgazuje...), a potem rozkładamy je na blasze (okrągła foremka 26 cm lub prostokątna 20 na 30 cm) wyłożonej papierem do pieczenia. Rozkładamy na cieście owoce, delikatnie je dociskając i posypujemy szczodrze kruszonką (zwykle zużywam całą...). Odstawiamy ciasto na jakąś godzinę, do kolejnego wyrośnięcia, a potem nagrzewamy piekarnik do 180 stopniu i pieczemy przez około 45 minut.
Sposób II - "slow", czyli kiedy ciasto chcę upiec na drugi dzień, a wieczorem chcę się trochę "powyżywać" w kuchni, podpatrzony u Margotki
Zaczynamy od delikatnego (!) podgrzania mleka, ma być tylko lekko ciepłe. W miseczce mieszamy drożdże z łyżką cukru, zalewamy mlekiem, mieszamy i odstawiamy. Kiedy drożdże podwoją objętość, w większej misce miksujemy żółtka z cukrem i cukrem wanilinowym, aby uzyskać gładki kogel-mogel. Do jajek dodajemy drożdże i delikatnie mieszamy, następnie dosypujemy mąkę, znowu mieszamy i dodajemy jogurt oraz roztopione i ostudzone masło. Całość wyrabiamy chwilę w misce drewnianą łyżką, a potem na blacie wyrabiamy gładkie ciasto jak w opisie powyżej, po czym formujemy z ciasta kulę, wkładamy ją do natłuszczonej miski i owijamy folią spożywczą, po czym wkładamy na noc do lodówki. "Na noc" czyli na minimum 12 godzin. Przygotowujemy też kruszonkę i wkładamy do zamrażalnika. Nazajutrz wyjmujemy ciasto z lodówki, trzeba je odgazować, więc czemu by nie huknąć nim malowniczo o blat ;) ? Potem układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, kładziemy na nim owoce, posypujemy kruszonką i odstawiamy do wyrośnięcia, na mniej więcej godzinę. Pieczemy w 180 stopniach około 45 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz